Kilka lat temu pisałam różne artykuły, na moje i nie tylko moje strony. Te moje strony już nie istnieją w tzw. Internetach, ale zapisałam sobie niektóre wpisy, które w szczególności polubiłam – z myślą, że może kiedyś mi się w jakiś sposób przydadzą, zainspirują… Minimalizm a Mindfulness
I tak też był wśród nich taki jeden wpis o minimalizmie. Jak go przeczytałam okazał się być nad wyraz aktualny, więc postanowiłam go trochę wykorzystać, dodać swoje co nieco po tych kilku latach i stworzyć nowy wpis. Tym razem jak to ta idea minimalizmu ma się do praktyki uważności, czyli Minimalizm a Mindfulness. Jak się okazało, w moim starym wpisie też znalazło się sporo o psychice, dlatego pozwolę sobie siebie po prostu zacytować 🙂 (swoją drogą jakie to wspaniałe uczucie czytać siebie z przeszłości i jeszcze się ze sobą zgadzać 😀 )
Początki, czyli o potrzebie
Chęć pozbywania się rzeczy zaczęła się u mnie dosyć dawno. Zresztą zawsze lubiłam i wciąż lubię mieć porządek. Przeglądanie, segregowanie, wyrzucanie i oczyszczanie sprawia mi niezłą frajdę i przynosi za każdym razem niesamowite poczucie ulgi i lekkości. Od dawna regularnie przeglądam ubrania raz na pół roku i staram się raz w roku porządkować „papiery”, czyli rzeczy biurowe.
Ostatnio jednak naszła mnie chęć na zmianę. I nie była ona spowodowana trendem na minimalizm, z którym niewątpliwie obecnie mamy do czynienia. Choć zdarzyło mi się kiedyś obejrzeć niejeden TEDtalk, namawiający do wyrzucenia 1000 rzeczy, albo jeszcze lepiej – zostawienia tylko 100 najistotniejszych ( już to u mnie widzę 😉 ) . Ale to nie obejrzane wystąpienia, czy przeczytane o minimalizmie artykuły pociągnęły za sobą działanie.
Zaczęłam faktycznie pozbywać się rzeczy, jak poczułam, że nie potrafię odpoczywać w swoim mieszkaniu. Byłam przytłoczona ilością wykonywanych zadań, a jak zmęczona po pracy chciałam się po prostu zrelaksować, odkryłam, że moje mieszkanie mnie męczy. Że nie podoba mi się układ i nadmiar mebli, a i też same meble, bo niektóre nawet nie były moje.. Pojawiła się potrzeba odpoczynku. A otaczające mnie rzeczy zaczęły przytłaczać podobnie jak nadmiar zadań do wykonania. Dlatego postanowiłam pozbyć się niechcianych mebli i wraz z nimi rzeczy, które przez lata były do nich upychane.
Minimalista?
Tak właśnie, można powiedzieć, zaczęła się moja przygoda z minimalizmem. Czy mogę nazwać się minimalistką? Ależ skąd! 😉 Wciąż wiem, że daleko mi do tego. A przynajmniej nie we wszystkich aspektach życia. Powiedziałabym bardziej, że staram się wprowadzać minimalizm w moje życie, ale z pewnością daleko mi do skrajnego minimalizmu 😉 I na ten moment wiem, że tego bym nawet nie chciała. To, co wiem, to że z pewnością nie jestem zbieraczem. Jest niewiele rzeczy, do których jestem przywiązana, większość potrafię odpuścić. Nawet jak minimalizm nie był jeszcze nazywany minimalizmem, nie lubiłam mieć dużo rzeczy. A te które miałam, regularnie przeglądałam i porządkowałam. Lubię wiedzieć co gdzie mam i ile. I co ciekawe, w miarę regularnie czuję wewnętrzną potrzebę przeglądnięcia wszystkiego ponownie i zastanowienia się czy wciąż tego potrzebuję.
Od wspomnianego pozbywania się mebli można powiedzieć, że zaczęłam inaczej postrzegać swoje rzeczy. Faktycznie od tego czasu kupuję tylko to, czego naprawdę potrzebuję. Czasem oczywiście zrobię sobie przyjemność i kupię coś, bo chcę. Ale robię to świadomie i za każdym razem racjonalizuję każdy zakup.
Przeprowadzka
Przeprowadzka to czas, który cudownie wspiera w pozbywaniu się nadmiaru. To czas kiedy można się na chwilę zatrzymać, dowiedzieć ile się tak naprawdę posiada i zastanowić czy to wszystko jest nam potrzebne. A jeśli akurat nie macie na horyzoncie przeprowadzki, to zachęcam do przeglądania podejść stopniowo. Ja na przykład lubię w danym dniu zająć się tylko jednym rodzajem rzeczy. Umawiam się ze sobą, że w sobotę przeglądnę wszystkie kosmetyki. I to nie zajmuje całego dnia, może równie dobrze zająć godzinę – zależy ile mamy rzeczy. Ale może to być na tyle wyczerpujące, że dobrze jest dać sobie czas i robić to stopniowo. Dla niektórych takie wyrzucenie wszystkiego co mamy z szafy może być bardzo przytłaczające i demotywujące. Jeśli zbierasz przez ileśdziesiąt lat, nie musisz uporać się z tym wszystkim co posiadasz w jeden dzień. Daj sobie czas. Małymi kroczkami. Takimi komfortowymi dla Ciebie. A wtedy może będzie Ci się chciało kontynuować.
I zanim przejdę do drugiego aspektu minimalizmu, chcę się z Tobą podzielić jednym pro tipem, który może Ci się przydać, jeśli zdecydujesz się na przeglądanie swoich rzeczy.
Często zaczynamy od przeglądu szafy i pozbycia się ubrań. Co nie jest łatwe. I można się spotkać z wieloma poradami, jakie pytania sobie zadawać przy przeglądaniu szafy. Najczęściej pytanie o to, czy ubrałam tę rzecz w przeciągu ostatniego roku czy dwóch. No i oczywiście, czy jest na mnie wciąż dobra lub czy czuję się w niej komfortowo. To mogą być pomocne pytania, ale z drugiej strony może wciąż być Ci ciężko czegoś się pozbyć.
To, co ja chcę Ci zaproponować, to pytanie które przy przeglądaniu szafy sugeruje Marie Kondo w swojej książce Magia Sprzątania.
Radzi ona, żeby brać każdy ciuch do ręki i zadawać sobie pytanie:
Czy ta rzecz sprawia mi radość?
Marie Kondo
Dla mnie to jest dopiero mocne pytanie. I wyobraź sobie jak cudownie byłoby mieć szafę wypełnioną jedynie ubraniami, które sprawiają Ci radość. Co w tym złego, żeby codziennie ubierać się w coś, co poprawi mi humor? Albo coś w czym czuję się wyjątkowo? Ja jestem właśnie tuż przed przeglądaniem szafy na nowo i mam zamiar używać tylko tego pytania. Jeśli Ty też się na to zdecydujesz, daj znać w komentarzu jakie masz wrażenia po 🙂
Rzeczy, rzeczy – ale czy tylko?
No właśnie o co chodzi w tym minimalizmie? Mam wrażenie, że przede wszystkim kojarzy się z pozbyciem nadmiaru rzeczy. Ale czy tylko o rzeczy materialne chodzi? Najpierw znowu zacytuję siebie z przeszłości, a potem napiszę trochę o szerszym ujęciu minimalizmu.
Pozbywanie się rzeczy pozwala oczyścić nie tylko przestrzeń wokół nas, ale i umysł. Daje uczucie wolności, lekkości, pozwala pozbyć się poczucia przytłoczenia. Odciąża umysł i pozwala mu odetchnąć, odpocząć. Niweluje stres związany z nadmiarem spraw i rzeczy, które te sprawy generują, bo przecież są i trzeba o nich myśleć, pamiętać, coś z nimi zrobić..
Zasady minimalizmu są na tyle uniwersalne, że sprawdzają się w każdym aspekcie naszego życia, nie tylko w szafie z ubraniami. Równie dobrze można stosować je w kuchni – ja dzięki temu, że robię raz w tygodniu duże przemyślane zakupy na cały tydzień nie marnuję jedzenia, co kiedyś notorycznie się zdarzało.
Jak w każdej innej dziedzinie jesteśmy przytłoczeni nadmiarem informacji, takie czasy 😉 Dobrze jest zastanowić się, czy jest nam potrzebne próbowanie wszystkiego, co każdy zaproponuje. Czy może lepiej skupić się na paru dobrych dla siebie zasadach i ich się trzymać? Może jak coś lubimy i nam nie szkodzi, to nie warto z tego rezygnować, tylko dlatego, że jest na to moda? To trochę tak, jak z tym wyzwaniem na zostawienie sobie tylko 100 rzeczy. Ok, może dla kogoś jest to dobre rozwiązanie – dla mnie na ten moment życia i styl jaki prowadzę jest nierealne i niekoniecznie sprawiłoby mi radość. Czy jak zostawię sobie 200 lub więcej rzeczy to znaczy, że to nie jest minimalizm? Dla mnie minimalizm jest jednoznaczny z otaczaniem się tyloma rzeczami i przyjmowaniem tylu zadań, z iloma czuję się tak po prostu – dobrze.
Jak mi się to ostatnie zdanie podoba! 🙂 No muszę się ze sobą zgodzić 😉
Minimalizm a Mindfulness
Minimalizm to nie tylko pozbywanie się nadmiaru rzeczy. W szerszym ujęciu chodzi też, o ile nie przede wszystkim, o „przegląd” swoich priorytetów. Czyli zastanowieniu się, co tak naprawdę jest dla mnie ważne. Czasem też ich przewartościowania. Pozbyciu się nadmiaru nie tylko dobytku, ale też przekonań. Zwłaszcza tych ograniczających, ciągnących nas w dół. Zachowań – zwłaszcza tych, które nie służą nam i naszym bliskim. Zwyczajów czy czynności, które po prostu nie dodają wartości naszemu życiu. Minimalizm to skupienie się na tym, co dla nas istotne i co nas wzbogaca. I nie mówię tu o pieniądzach, ale o wzbogaceniu duchowym, wewnętrznym, poczuciu, że nasze życie jest wartościowe.
Zresztą jak powiedział kiedyś Jim Carrey:
„Chciałbym, żeby każdy człowiek miał szansę kiedyś stać się sławnym i bogatym oraz żeby kupił wszystko o czym marzył – bo tylko w ten sposób zrozumie, że nie taki jest cel życia.”
Jim Carrey
I tutaj przechodzimy trochę do tego związku Minimalizmu z Mindfulness. Bo Minimalizm w ujęciu niematerialnym to przede wszystkim:
- Świadomość
- Umiar
- Rozluźnienie
A czyż te trzy aspekty to nie jest właśnie Mindfulness? Dzięki uważności uczymy się być bardziej świadomi siebie i swoich potrzeb. A ta umiejętność może przełożyć się na podejmowanie świadomych, lepszych dla nas decyzji zakupowych. Otaczać się tylko rzeczami, które są nam w danym momencie potrzebne.
Utrzymanie umiaru pozwala zachować równowagę w życiu, daje poczucie harmonii i wewnętrznego spokoju. Zmniejsza odczuwanie negatywnego stresu i pomaga nam żyć na własnych warunkach.
Do rozluźnienia dodałabym umiejętność odpuszczania. Nie tylko rzeczy, ale właśnie swoich przekonań i tego, że coś być powinno takie albo inne. To trochę takie „go with the flow”. Jak nauczymy się odpuszczać i nie postrzegać życia przez pryzmat powinności, to wewnątrz w brzuszku powinno się pojawić wtedy takie wspaniałe uczucie szczęścia 🙂
Także minimalizm możesz wprowadzić do każdej dziedziny swojego życia w takim wymiarze, jaki jest dla Ciebie ok. Tak czy siak, warto się nad tym chociaż zastanowić, pomyśleć, pomedytować 🙂
Jak?
A na koniec, jeśli wciąż zastanawiasz “no ale to jak mam zacząć”? Co zrobić? To możesz zacząć od tych 6 zasad wg Leo Babauta, autora The Power of Less.
- Pozbądź się zbędnych rzeczy.
- Określ to, co jest dla Ciebie ważne.
- Wszystko musi być istotne.
- Wypełnij życie radością i szczęściem.
- Obserwuj i poprawiaj.
Powodzenia! 🙂 🧡
Minimalizm a MindfulNaness Minimalizm a Mindfulness Mi
nimalizm a Mindfulness Minimalizm a Mindfulness Minimalizm a Mindfulness
2 comments
Jej, nawet nie wiem co napisać. Jest piątek, za 14 minut kończę pracę. Ten tydzień należał do jednych z najgorszych w ciągu mojej 4 – letniej drogi zarobkowej. I choć fizycznie mam dość. To po tym, co przeczytałam mam ochotę stanąć przed swoją szafą i naprawdę pozbyć się z niej tych rzeczy, które nie czynią mnie szczęśliwą. Szczególnie ciuchów, które mają 3 lata i widziały mnie ostatni raz dwa rozmiary temu. A mimo to wciąż leżą na półce z napisem “motywacyjne”, który jak widać nie działa… Dziękuję za taką dawkę motywacji i wspaniałe słowa, które przeczytałam. 🙂
Ola, jak ja Ci dziękuję za ten komentarz <3 I oczywiście trzymam mocno kciuki za Twoją nową, szczęśliwą szafę 🙂