MBLC – czyli moje przemyślenia i rozważania na temat uważności

Kurs MBLC – czyli moje przemyślenia i rozważania na temat uważności. Dziś o intencji, motywacji, postawie i życzliwości.

Kurs MBLC – słowem wstępu

Piszę tego bloga dla Ciebie czytelniku, ale piszę go również dla siebie. Bo lubię pisać. Bo fajnie będzie za kilka/kilkanaście lat przeczytać to, co siedziało mi w głowie. Bo jest to dla mnie forma oczyszczania umysłu. Bo chcę złapać moje myśli. Często to, co kiedyś zapisałam w notatkach z różnych kursów przydało mi się w późniejszym czasie. Lubię wracać do swoich przemyśleń i sprawdzać czy wciąż są aktualne po jakimś czasie, czy coś się nowego urodziło w danym temacie.  MBLC MBLC, MBLC, MBLC

To jedna motywacja do tego wpisu lub też serii wpisów. Druga jest taka, żeby coś dać innym. Bo być może po tej serii dojdziesz do wniosku, że chcesz wziąć udział w jakimś kursie uważności. Albo rozpocząć z uważnością swoją własną przygodę. A może jakieś zdanie zapadnie Ci w pamięć, albo nie zapadnie ale skłoni do myślenia. Albo coś jeszcze innego. W każdym razie mam nadzieję, że te przemyślenia będą niosły jakąś korzyść dla nas obu. 

Pierwszy weekend, pierwszy moduł, pierwsze przemyślenia. 

No i zaczęłam, kolejny kurs o mindfulness. Tym razem kurs MBLC, czyli Mindfulness Based Living Course. Czyli po naszemu nauka o uważnym życiu, czy też ściślej życiu opartym na uważności. Ja uczestniczę w tym kursie , bo jest on częścią ścieżki nauczycielskiej, ale równie dobrze może w nim wziąć udział każdy, niezależnie od stopnia wtajemniczenia w temat uważności. Tak sobie też myślę, że przewagą tego kursu może być to, że musi Ci się coś dziać, żeby chcieć wziąć w nim udział. Tak jak MBSR skupia się na redukcji stresu, MBCT na radzeniu sobie z depresją. Czy np. MSC (Mindful Self-Compassion), który też skupia się na tym, jak lepiej radzić sobie z trudnościami. Tak w przypadku MBLC po prostu uczysz się bycia uważnym. Nieważne czy obecnie zmagasz się z jakimiś trudnościami, czy wręcz przeciwnie. To uniwersalny kurs, na każdy czas, dla każdego, kto ma ochotę zgłębiać temat uważnego życia. 

I to jest fajne. Bo czy uważność jest tylko po to, żeby nam w czymś pomóc? Żeby było nam łatwiej, lepiej, lżej? Dla mnie uważność jest czymś, co może wpłynąć pozytywnie na jakość Twojego życia, nieważne czy jesteś obecnie szczęśliwy, czy odbywasz jakąś wewnętrzną walkę. Oczywiście pozostałe kursy niosą ogromną wartość i każdy tak naprawdę jest cenny, warto tylko zastanowić się, który jest w tym momencie najlepszy dla mnie. 

OK, ale do rzeczy.

Tak jest. Do rzeczy, czyli do rozważań nt. uważności chodźmy. Bo ok, ja już przeszłam kilka kursów dot. Mindfulness. Ok, teoria jest mi znana, w końcu szkolę z tematu. Ale jeszcze na żadnym szkoleniu czy kursie nie pomyślałam, że wiem już wszystko i nic mnie nie zaskoczy. Zawsze otwieram się na nowe. I to nowe, to może być dosłownie jedno zdanie, które zmusi mnie do refleksji i zgłębienia tematu na nowo, poszerzenia swojej wiedzy. I tak też zadziało się tutaj, bo każdy nauczyciel to inna szkoła. I temat może jeden, ale jak różne podejścia. A każde z nich równie fascynujące. 

Z pierwszego modułu kursu MBLC wzięłam kilka słów, które skłoniły mnie do refleksji. Zapraszam Cię teraz do refleksji nad intencją, motywacją i celem. Do zastanowienia się nad Twoją postawą i wzrokiem podczas praktyki. Napiszę też trochę o życzliwości. A ściślej dlaczego wobec siebie trudniej jest być życzliwym niż wobec innych.

Intencja

Rozpoczynanie każdej praktyki od intencji to była dla mnie nowość. Wg szkoły Mindfulness Association ustanowienie intencji przed każdą praktyką jest kluczowe i jest stałym jej elementem. Zaraz po zastanowieniu się nad intencją, myślimy o naszej motywacji. Czyli najpierw co chcę w tej praktyce, a potem po co / dlaczego tego właśnie chcę. Rozmawiając o intencji i motywacji od razu przyszło mi na myśl wspominane tak często przez Jona Kabata Zinna „niedążenie do celu” w praktyce uważności. W ogóle rozgraniczenie intencji od motywacji i od celu jest ciekawe. Tym bardziej, że niektóre słowniki mówią, że intencja to motyw lub cel działania. To w końcu jak to jest w medytacji? Warto mieć intencję, zastanawiać się nad motywem/celem? Czy raczej w ogóle o tym nie myśleć i zaprzestać dążenie do czegokolwiek?

Motywacja

Już kiedyś chyba o tym pisałam, że na początku praktyki bądź w ogóle przygody z medytacją, warto mieć motywację, wiedzieć po co chcemy praktykować. To będzie nam sprzyjało w utrzymaniu regularności, czy też wytrwaniu w początkowym budowaniu nawyku uważności. Natomiast wraz z praktyką nadchodzi wspomniane zaprzestanie dążenia. Czyli odpuszczanie celu, a przyjmowanie wszystkiego, co się pojawia. Nieważne czy zaprowadzi nas tam, gdzie chcieliśmy początkowo, czy zupełnie gdzie indziej. 

Intencja to takie ustalenie z sobą, co zamierzam. To emocjonalne nadanie kierunku temu, co robię. Więc intencją w kontekście praktyki uważności może być na przykład stwierdzenie: „siadam teraz do skanowania ciała”, albo „moją intencją na dzisiejszą praktykę jest rozwijanie uważności”, czy poszerzanie świadomości, czy cokolwiek innego. 

Cel

Cele zwykle są bardziej konkretne i sfocusowane na efekt końcowy, który chcielibyśmy osiągnąć dzięki praktyce, np. „Chcę być spokojna”, albo „chcę umieć panować nad emocjami”. I tak sformułowane cele są super w coachingu, ale niekoniecznie w praktyce uważności. Bo tak naprawdę nie wiemy, co przyniesie nam praktyka. Uważność polega na obserwowaniu teraźniejszości, doświadczaniu jej, bez oceniania i z łagodnością przyjmowaniu tego, co się pojawia w danym momencie. Nie polega na celowym działaniu skoncentrowanym na zmianę. Bardziej na byciu i przyjmowaniu ewentualnych zmian z akceptacją. 

Ciekawa jestem jakie są Twoje przemyślenia i doświadczenia związane z intencją, motywacją i celem w kontekście medytacji. Daj znać w komentarzu, jak to wygląda w Twojej praktyce. 

Postawa

Dużo rozmawialiśmy też o postawie. I jako, że ja już pisałam o postawie wpis o tutaj -> to nie będę teraz się powtarzać. Natomiast to, co znowu skłoniło mnie do nowych doświadczeń, to namowa na delikatnie otwarte oczy podczas medytacji. Ja też często o tym mówię, gdy prowadzę medytacje, bo nie każdy lubi mieć oczy otwarte. Natomiast do tej pory zwykle sama wybierałam zamknięcie oczu, nie zastanawiając się nad tym, co może dać i po co miałabym mieć te oczy otwarte. 

Oczy zamknięte czy otwarte?

Jakże ciekawe było dla mnie stwierdzenie, że zamykając oczy trochę zamykamy się na to, co się faktycznie dzieje wokół nas. Idziemy tylko do wewnątrz. A przecież nie tylko o to chodzi w praktyce uważności, żeby umieć być ze sobą tu i teraz. Chodzi o to, żeby być świadomym chwili obecnej, nie tylko tego, co dzieje się w nas, ale też tego, co dzieje się wokół. Nie chodzi nam o odłączenie się od świata zewnętrznego, a bardziej o świadome w nim bycie. O bycie świadomym jednocześnie tego, co dzieje się w nas i w naszym otoczeniu. I zamknięcie oczu trochę to uniemożliwia, bądź ogranicza. 

Była też dyskusja o tym, czy wzrok powinien być skierowany na konkretny punkt. I tu znowu nie chodzi o to, żeby skupiać się na konkretnej plamie na podłodze. Bardziej o to, żeby pozostać w kontakcie z otoczeniem. Mieć lekko przymrużone oczy i „miękki” wzrok, rozproszony.

I mi po latach praktyki z zamkniętymi oczami nie jest teraz łatwo praktykować z lekko otwartymi, ale z umysłem początkującego badam, jak mi z tym jest i próbuję nowości. I Ciebie też do tego zachęcam. 

ProTip

Jeśli tak jak ja jesteś przyzwyczajony/a do oczu zamkniętych, może być Ci trudno, bądź dziwnie nagle zaczynać praktykę od lekko otwartych. Dlatego pomocne może być rozpoczęcie praktyki z zamkniętymi oczami, a w momencie gdy poczujesz osadzenie w praktyce dopiero lekko uchylić oczy. Wtedy wzrok jest miękki i lekko rozmyty i z łatwością obejmuje najbliższe otoczenie. 

Życzliwość

Nie chcę się tutaj rozpisywać o życzliwości, bo mam poczucie, że jest to temat na osobny post. Natomiast podczas zajęć mieliśmy – przynajmniej dla mnie – mega ciekawą rozmowę, podczas której szukaliśmy odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego trudniej jest być życzliwym dla siebie niż dla innych?” I właśnie do odpowiedzi na to pytanie chciałabym Cię zaprosić. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Jest trudniej? Jeśli tak, to skąd to się bierze? I jak ćwiczyć to, żeby było łatwiej? Albo przynajmniej tak samo łatwo być życzliwym wobec siebie co wobec innych?

I chyba póki co nie zdradzę do jakich wniosków doszliśmy, bo nie chcę Ci nic narzucać. Myślę, że to jest temat w sam raz do pomedytowania nad nim 😉 I być może do rozwinięcia dyskusji pod tym postem? Podziel się swoimi przemyśleniami, a ja dorzucę swoje i niebawem napiszę post o tym, jak wzmacniać umiejętność bycia życzliwym wobec innych, ale przede wszystkim wobec siebie.  

I na koniec chcę Ci dać takie jedno zdanie:

„Tracąc kontakt z teraźniejszością, jednocześnie oddalamy się od naszej wewnętrznej jak i zewnętrznej rzeczywistości.”

Nie wiem dlaczego akurat tutaj i teraz wrzucam to zdanie, ale tak mi się spodobało, że chciałam się nim podzielić. W kontekście pogłębiania praktyki uważności daje do myślenia 😉 

Także zostawiam Cię teraz z tymi tematami do zastanowienia. Może nad wszystkimi po trochu, a może nad jednym z nich? Ciekawa jestem Twoich przemyśleń, ale też doświadczeń z intencją, postawą i praktyką życzliwości. Daj znać jak to u Ciebie wygląda. 

Namaste

Dołącz do wspólnej podróży
i pobierz prezent - 5 minutową medytację na telefon!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *